Herbatka na Herbatniku,
w sobotę i w niedzielę, 6 i 7 czerwca, od godziny 12 do 20
odkrywamy fascynującą historię Warszawskiej Stoczni Rzecznej

 

Wezbrane wody Wisły naniosły na teren starej pochylni stoczniowej w Porcie Czerniakowskim mnóstwo patyków, traw i piasku. Jak zwykle, po każdej większej wodzie trzeba posprzątać. Woda odsłoniła też tajemnicze kamienie. Czyżby pod cienką warstewką ziemi znajdowała się zabytkowa pochylnia Maurycego Fajansa z 1904 roku? Weekend zapowiada się ciepły, wody odeszły. Postanowiłem więc posprzątać trochę w dolince wokół Herbatnika. Mam małą szczoteczkę i śmietniczkę. Zapraszam wszystkich, którzy kochają warszawskie klimaty do pomocy przy sprzątaniu dolinki. Przy okazji napijemy się herbatki. Herbatę, wodę, cukier i kubeczki mam. Brakuje tylko łyżeczek do zamieszania fusów ;-) Bardzo proszę więc o przyniesienie własnych łyżeczek. Działamy w sobotę i w niedzielę, 6 i 7 czerwca od godziny 12 do 20.

 

Barka Herbatnik i dolinka starej stoczni jest ulubionym miejscem dla dzieci. Zapraszam całymi rodzinami. Mamy leżaki, hamaki i fotele. Z pozbieranego przez dzieci drewna zapalimy ognisko, proszę więc nie zapomnieć o prowiancie na ruszt: kiełbaski, banany, jabłka, bułki, serki, ziemniaki. Wieczorem do Herbatnika przypływają oswojone bobry i wydry, przychodzi też przyjacielski lis. W porcie pływają już małe tracze nurogęsi i polują śmiałe rybitwy. Przy ognisku będzie można zostać nawet całą noc na wachcie. Pochylnia Stoczni Czerniakowskiej znajduje się dokładnie vis a vis ul. Łazienkowskiej. Najłatwiej dojechać rowerem, autobusem 185, lub innym na Torwar, a samochodem: jadąc ul. Czerniakowską w kierunku Śródmieścia mijamy baraki Straży Miejskiej przy ul. Zaruskiego i dojeżdżając prawym pasem do skrzyżowania z ul. Łazienkowską, tuż przed sygnalizacją świetlną skręcamy w prawo w małą asfaltówkę prowadzącą dawniej do drewnianego mostku.

 

Wiele lat temu spacerując nad Wisłą koło Czerwińska znalazłem wyrzuconą na brzeg starą, zardzewiałą barkę. Z zainteresowaniem przyglądałem się pięknym nitowanym połączeniom blach. Zapytałem starszego pana, który w łowił ryby w pobliżu, skąd się ta barka tam wzięła, kto ją zbudował i gdzie? Oczy mu zabłysły, plecy się wyprostowały, „ Panie to z Czerniakowa!” W jego głosie słychać było dumę. Powiedział tak jakby mówił że to Mercedes. Długo mi opowiadał o stoczni w której kiedyś pracował. Warszawska Stocznia Rzeczna na Czerniakowie, wcześniej Parochodztwo Mawrienkija Fajansa na Rjekie Wislie, wcześniej Towarzystwo Żeglugi Parowej Andrzej Hrabia Zamoyski & Compania. Wielkie przedsiębiorstwo. Marka klasy Mercedesa. Duma Warszawy. Dziś całkowicie zapomniana. Następnego dnia pierwszy raz przeczytałem książkę Profesora Ryszarda Żelichowskiego pt: „Ulice Solca” . Ta książka otworzyła mi oczy na Warszawę.

 

Dotykając kamiennych buwarów sprzed wieku, widzę stoczniowców Czerniakowa nitujących kadłuby boczno kołowych parowców. W 1911 roku z tej pochylni Maurycy Fajans zwodował „Pana Tadeusza” - 70 metrowy wycieczkowiec zabierający w rejs na Bielany 300 Warszawiaków na pokład. Patrząc na rozerwane miejscami bruki, słyszę salwy niemieckich „szaf” i eksplozje pocisków moździerzowych na stoczni, bronionej przez nieliczną i słabo uzbrojoną załogę zgrupowania „Kryska” AK, przez 44 dni i noce: od 1 sierpnia do 13 września. To oni: Stoczniowcy Czerniakowa, tu właśnie zbudowali mostki, drabiny i trapy, które przenieśli kanałami pod Parkiem Łazienki Królewskie i zainstalowali na kaskadzie w burzowcu M pod ul. Belwederską, otwierając jedyną podziemną drogę na Mokotów. Patrząc na kanał portowy widzę zdjęcie z Muzeum Powstania Warszawskiego, przedstawiające patrol łodzią w Porcie Czerniakowskim, przywożący aliancki zasobnik z bronią, który wiatr zniósł na Cypel Czernikowski. Czytając opowieść Tadeusza Grigo pt.:”Na górnym Czerniakowie” czuję głód załogi i radość ze znalezionej beczki śledzi. Słyszę głos śp. Pana Wilka, stoczniowca który tu całe życie pracował, a potem jak budowali Trasę Łazienkowską, kazano mu krazem burzyć halę stoczniową, dźwigi i suwnice parowe, a gruzem zasypać pochylnię „żeby pasowało do krajobrazu”. Płakał jak to mówił. Jeszcze tak niedawno przychodził tu ze swoim psem i siadał na ławeczce... Gdy wiele tat temu, w 2004? pierwszy raz sprzątaliśmy Port Czerniakowski, przyszedł mój kolega z maleńkim synkiem. Kolega przyniósł wyrywacz do metalu, powiedziałem mu że używanie go jest bezcelowe, gdyż w ziemi co centymetr są kawałki metalu. Mimo to wytrwale szukał, nakopał się i nic ciekawego nie znalazł. W tym czasie jego synek, siedząc w jednym miejscu dłubał patykiem w brzegu i wybierał szkiełka z odkopanego patykiem „nocnika”. Jakież było zdumienie mojego kolegi gdy „nocnik” okazał się hełmem wypełnionym amunicją karabinową. Dzieciak znalazł jedyną pozostałość po zaginionym desancie berlingowców.

 

Kilka lat temu, odwiedził nas w porcie Jurek Owsiak, wspominał że jako uczeń szkoły przy ul. Zaruskiego, chodził na stocznię wagarować i palić z kolegami papierosy. Podglądali jak stoczniowcy budowali tu ostatni swój statek: replikę barki Ramzesa XIII, do filmu Jerzego Kawalerowicza pt: Faraon.

 

Stocznia Czerniakowska została zlikwidowana w 1969 r. na polecenie Piotra Jaroszewicza. Spychacze zburzyły hale i warsztaty stoczniowe. Ich gruzami zasypano pochylnię. Nie zdążono na 22 lipca 1974 („ W dniu lipcowego święta, w 40 lecie utworzenia PRL most wraz z trasą wzniesiono” - otwarcie Trasy Łazienkowskiej i Wisłostrady przez Edwarda Gierka z okazji 40 rocznicy tzw. Manifestu Lipcowego PKWN) zasypać całej pochylni. I tak już zostało. Życie Warszawy donosiło wówczas w superlatywach o „Warszawskim Porcie Turystycznym” zamieszczając szkice portu z pomostami do cumowania łodzi. Miało być pięknie. Z planu tego zrealizowano wówczas tylko klub Horyzont dla towarzyszy z PZPR.

 

Dziś po 45 latach, Port Czerniakowski stoi przed wielką szansą przywrócenia go Warszawiakom. Urząd Miasta wydał 11 mln. zł na jego pogłębienie i remont. To bardzo dobrze, dziękuję za to Miastu. Szkoda że przy okazji remontu zniszczono prawie wszystkie zachowane pozostałości starych bulwarów, wyrwano z ziemi fundamenty hal, wywieziono na złom dziesiątki historycznych kotwic i nie odbudowano wielu schodów niezbędnych do poruszania się po nowym bulwarze. Nowy bulwar wybrukowany został niestety fatalnie i już się dosłownie rozsypuje. Zachował się jedynie oryginalna pochylnia do wodowania statków. Jej bruki, choć przeżyły wiele powodzi i bombardowań trzymają się mocno. Dobra ręczna robota warszawskich kamieniarzy. Wyobrażam sobie że można ją odkopać z gruzów. Że było to by wspaniałe miejsce do odbudowy i ekspozycji Dworca Wodnego, który choć spłonął podpalony przez „nieznanych sprawców” zachował się jego przepiękny nitowany kadłub. Fundacja Ja Wisła wykonała pełną dokumentację architektoniczną (ze składek społecznych) i dzięki temu możliwa jest odbudowa Dworca Wodnego. 100 letni kadłub nie nadaje się już niestety do remontu (konieczność wymiany 100% nitowanego poszycia mija się z celem) i barka nie może więc pływać, ale pochylnia stoczniowa , na której 100 lat temu została zbudowana, była by najlepszym miejscem jej ekspozycji. W zrekonstruowanych wnętrzach (ok. 200 m2 powierzchni) mogło by znaleźć miejsce Muzeum Wisły w Warszawie. Jestem nauczycielem i przewodnikiem w Zamku Królewskim w Warszawie. Wiem że dzieciaki lubią dotykać historii i wówczas się jej najlepiej uczą. Po lekcji na Dworcu Wodnym, można by było zbierać klasy na rejs Wisłą. Dworzec Wodny ma 30 metrów długości. Odkopana pochylnia miała by 70 metrów szerokości. Pozostałe 40 metrów można by wykorzystywać jako slip dla wodowania większych jednostek turystycznych. Wzdłuż ulicy Czerniakowskiej powinny powstać hale szkutnicze i klubowe dla wodniaków. To jest potrzebne dla prawidłowego zagospodarowania Portu Czerniakowskiego dla warszawskich wodniaków i dla gości odwiedzających stolicę w czasie rejsów Wisłą. Takie są moje marzenia.

 

Niestety zupełnie inne są plany realizowane po cichu przez Zarząd Mienia Miasta. W wyremontowanym Porcie Czerniakowskim Miasto postawiło jeden pomost do cumowania łodzi długości 200 metrów. Wszystkie miejsca dla łodzi przy tym pomoście zostały zajęte w ciągu 2 tygodni. Urząd Miasta nie planuje budowy dalszych pomostów dla wodniaków. Obniżył za to stawki dla armatorów komercyjnych, powodując zajęcie i zablokowanie większości miejsc do cumowania w basenie portowym. Powstają tam knajpy z piwem, których gabaryty i przeznaczenie są niezgodne z regulaminem portu. Najbardziej martwi mnie to że Zarząd Mienia Miasta pod pozorem remontu pochylni zamierza zbudować ( za 3 ml. 400 tyś zł) na terenie jej części (ok 1/2 powierzchni) nową budowlę. Ma to być slip do wodowania 30 metrowych barek. Barki o tych gabarytach mogą mieć trudność z wpłynięciem do portu przez za wąską bramę przeciwpowodziową. Poza tym w Warszawie na Żeraniu jest czynna pełnowymiarowa stocznia dla armatorów profesjonalnych, która z racji niewielkiej ilości takowych, jest użytkowana sporadycznie. Uważam że nie ma podstaw ekonomicznych i funkcjonalnych dla budowy nowego takiego obiektu w Warszawie. Zwłaszcza że realizacja planu Zarządu Mienia zakłada całkowicie nową budowlę, na istniejącym, tylko zasypanym dziś obiekcie zabytkowym, o innych parametrach kąta i długości stoku (bardziej stromy i krótki) i innym rozstawie torów do wodowania (i zburzenie starych!) jednostek pływających. Sądzę jednak że przy istnieniu dobrej woli ze strony Zarządu Mienia realne było by osiągnięcie porozumienia w tej sprawie. Można przecież najpierw odkopać zabytkową stocznię w ramach działań Budżetu Partycypacyjnego, a potem ją wyremontować zgodnie ze sztuką konserwatorską. Zachowalibyśmy dzięki temu unikatowy zabytek wiślanej historii Warszawy, stworzyli miejsce dla ekspozycji Dworca Wodnego i działań Muzeum Wisły, powstał by też wygodny szeroki i łagodny slip do wodowania większych łodzi turystycznych, który w Porcie Czerniakowskim jest bardziej uzasadniony niż slip dla wielkich barek. Obawiam się że zamiar zbudowania nowego, krótkiego slipu na terenie zabytkowej stoczni ma na celu uniemożliwienie odkopania starej pochylni, która gdyby została odkopana, niewątpliwie zwęziła by działkę szykowaną na cele komercyjne (900 metrowy biurowiec wzdłuż ul. Czerniakowskiej od ul. Zaruskiego do Trasy Łazienkowskiej...) Szkoda że władze miasta kierując się wyłącznie celami komercyjnymi, zapominają o potrzebach mieszkańców. To boli.

 

Okruchy mojej pamięci. To przekaz który wam daję. To część naszej warszawskiej tożsamości. To dla mnie ważne. To wartości o które warto walczyć.

 

Przemek Pasek
Ja Wisła