Fundacja Ja Wisła zaprasza w niedzielę 12 kwietnia na wyprawę w poszukiwaniu carskiego złota w podziemnych lochach Twierdzy Modlin. Do odnalezienia jest 6 pudów, czyli 96 kilogramów, złota w monetach 5 i 10 rublowych, oraz złote medale św. Jerzego

Spotykamy się w na Dworcu Gdańskim PKP o godzinie 10.30 z biletami powrotnymi do Modlina. Pociąg odjeżdża o 10.40!

Trasa liczy ok. 10 kilometrów i wiedzie zewnętrznym murem obronnym; trzema koronami Twierdzy Św. Jerzego: Modlińską, Środkową i Utracką. Śmiałym szturmem zdobędziemy niedostępną Lunetę Generała Sowińskiego i schron płk Piętki.

Zwiedzanie Twierdzy jest bardzo niebezpiecznie uczestnicy proszeni są o rozważenie dodatkowego ubezpieczenia od NNW. Będziemy schodzić do podziemnych korytarzy, należy obowiązkowo zabrać latarkę i terenowe buty! Szlak prowadzi po niezporęczowanych skarpach o bardzo dużej ekspozycji i nachyleniu, przyprawiających o zawrót głowy. Zdarzają się nieoznakowane dziury w stropach fortów o znacznej głębokości, na głowę spadają cegły, pod płytką warstwą wody kryją się wielometrowe niezabezpieczone studnie, a głodne nietoperze wysysają krew zbłąkanych turystów. Zdobędziemy też Elizeum, gdzie podczas pełni księżyca sataniści odprawiają swe mroczne rytuały z czarnymi kozami ;-)

Pomimo tych ograniczeń na wyprawę warto zabrać dzieci, zwłaszcza niegrzeczne. W razie potrzeby, z każdego punktu wycieczki jest blisko do przystanku autobusu Translud, którym łatwo można wrócić do Warszawy.

W Modlinie rozbijemy obóz warowny i upieczemy na ognisku ukradzioną kozę! (naprawdę ;-)

Kto chce zasłużyć na wojskową rację mięsa niech wpłaca do kasy dodatkowo 20 zł! Będzie można też wykraść z magazynów wojskowych (za drobną opłatą dla magazyniera) trochę złotych jajek od najwolniejszych kur i super kozich serów.

PS: Można zabrać wykrywacz metali szlachetnych, łopatę i duży worek. W 1915 roku w twierdzy oprócz zapasów amunicji, żywności i leków, zgromadzony został zapas złotych rubli, jako żołd dla 100 000 żołnierzy armii carskiej, na rok oblężenia. Twierdza padła po sześciu dniach ostrzału niemieckich armat, jednak złota carskiego nigdy nie odnaleziono. Są tacy, którzy wierzą że rosyjski generał Bobyr, kazał je zakopać w jednym z wysadzonych w powietrze chodników kontrminowych i po dzień dzisiejszy złoto czeka na swojego odkrywce.

 

Koszt uczestnictwa: 30 zł bilet normalny, 20 zł bilet ulgowy, koza: + 20 zł

Zapisy przyjmujemy e-mailem: fundacja @jawisla.pl , informacje telefonicznie: 503 099 975

 

Dane do przelewu: ING Bank Śląski: 38 1050 1054 1000 0022 9316 9757

Fundacja Ja Wisła, ul. Żywnego 21 a, m.71, 02-701 Warszawa, tytuł: Trzy Korony Twierdzy Modlin

Uwaga: w razie bardzo złej pogody w dniu wycieczki, impreza może zostać odwołana przez organizatora, wpłacone pieniądze będą wówczas zwrócone.

 

Przemek Pasek / Ja Wisła / 503 099 975

 

Fundacja Ja Wisła zaprasza na świąteczną wyprawę przyrodniczą, w lany poniedziałek 6 kwietnia, na rozlewiska rzeki Wkry pomiędzy Modlinem a Pomiechówkiem. Teren nie ustępuje w niczym legendarnym bagnom biebrzańskim, ( przypomina też troszkę deltę Dunaju ;-) Za to jest blisko Warszawy i łatwo tam można dojechać pociągiem. W rozlewiskach i w starorzeczach budzą się żaby i zaskrońce. Ich tropem podążają bociany, żurawie i czaple. Nocują tu dzikie gęsi. Gniazdują łabędzie. Z czatowisk na wysokich drzewach łupu wypatrują drapieżniki: błotniak łąkowy, myszołów i bielik. W wiklinowym gąszczu mieszkają łosie, jelenie i sarny. Nieprzebyte morza trzcinowisk i setki hektarów podmokłych łąk, pociętych labiryntami jeziorek są rajem ptaków wodnych. Unikatowy ekosystem delty rzeki Wkry zasługuje na ochronę w formie co najmniej rezerwatu przyrody. Zobaczmy ten cudowny świat.

Zbiórka na Dworcu Gdańskim PKP z biletami do Modlina w poniedziałek 6 kwietnia o godzinie 10.30. Jedziemy pociągiem o 10.40! Powrót pociągiem z Pomiechówka do Warszawy około godziny 18.

Trasa jest łatwa, liczy ok. 12 km, ale miejscami może być trochę podmokła, kto ma słabsze buty na wszelki wypadek możne zabrać kalosze do plecaka i zapasowe skarpetki. Proszę zabrać resztki ze świątecznego stołu na ognisko, herbatę w termosie i kawałek karimaty do siedzenia. Lornetki i aparaty foto wskazane.

Koszt 30 zł bilet normalny, 20 zł bilet ulgowy (dzieci i młodzież do 18 roku, oraz emeryci i renciści)

Zapisy i wpłaty na miejscu zbiórki.

 

Przemek Pasek
Fundacja Ja Wisła
503 099 975

 

Wyprawa do Windugi, Chodź nad Wisłę odcinek 12.

 

Fundacja Ja Wisła zaprasza w niedzielę 29 marca na wycieczkę w piękną okolicę ujścia rzeki Radomki do Wisły. Krajobrazy wyspiarskie. Plaża morska. Małe jeziorka. Pomnikowe drzewa. Powitanie dzikich gęsi. Tajemnicze historie.

Jedziemy autokarem. Zbiórka o godzinie 9 na pl. Bankowym, na parkingu przy pomniku Słowackiego. Koszt 50 zł. Dopłacając 15 zł można będzie zjeść pyszną zupę z kociołka. Powrót około godziny 19.

Trasa nie jest trudna, liczy ok. 12 kilometrów i spacerem, z przerwami na fotografowanie i wylegiwanie się w uroczyskach, prowadzi ze wsi Kłoda, bezdrożami opuszczonej Windugi, przez Ostrów, Latków, Przewóz Tarnowski na Kępę Skórecką. Rejon przepraw 42 Armii Gwardii i 1 Armii WP na przyczółek Warecko-Magnuszewski.

Zapisy e-mailem: fundacja@jawisla.pl, (jak ktoś nie może mailem, proszę sms-em: 503 099 975)

wraz z potwierdzeniem przelewu i numerem telefonu (to ważne!)

 

ING Bank Śląski: 38 1050 1054 1000 0022 9316 9757

Fundacja Ja Wisła, ul. Żywnego 21 a, m.71, 02-701 Warszawa,

rezerwacja wycieczki Winduga, 29 marca

50 zł (lub 65 zł z kociołkiem)

 

We wsi Latków rośnie 120 letnia pomnikowa topola. Obok mieszka 90 letni pan. Opowiadał mi tak: Panie, jak Ruskie szły, na koniec lipca 1944 roku, to mostów nastawiali z pińć. A Niemcy mieli w Warce armaty wielkie na kolei. I temi armatami bili w te mosty. I trafiali panie! A ta topola, to ostatnia. Jak budowali wał to wywalili wszystkie, tą jedną udało się zachować. Panie jestem rocznik 1925. Lata już panie. Po chleb wyszedłem, bo z chlebem ma jechać, sklep znaczy się.

Nazwy Kłoda i Winduga pochodzą z czasów pierwszych Jagiellonów. Oznaczają rejon bindug, gdzie kłody drzew z Puszczy Kozienickiej rzeką Radomką do Wisły spławiano i w tratwy formowano. Przez wieki drewno używane było jako podstawowy budulec i materiał opałowy. Najlepsze sosny masztówki z Kampinosu sprzedano za bezcen Admirałowi Nelsonowi. Mówi się że Polska była spichlerzem Europy w XV-XVII w. Zapomina się o tym że już wówczas mądrzy Polacy dostrzegali skutki rabunkowej gospodarki leśnej. Jan Kochanowski pisał: „gdzie spojrzę, wszędzie rąbią, a to dąb na szkuty, a to buk do huty…” Stąd puszcze w naszym kraju zostały wówczas wytrzebione doszczętnie i wyginęły tarpany i tury. W ujściu rzeki Radomki starosta Dobrogost na polecenie Władysława Jagiełły kazał Mistrzowi Jarosławowi budować łodzie mostowe, tzw. łyżwy, z których pod koniec czerwca 1410 roku zestawiono most pod Czerwińskiem dla rycerstwa koronnego zmierzającego na Grunwald. Część wsi Winduga została po II Wojnie Światowej wysiedlona i rejon ten jest do dziś nieobwałowany, co stanowi o jego wielkiej unikatowości przyrodniczej, ponieważ podlega naturalnym wylewom rzeki. Przy Ostrowiu są najpiękniejsze cypelki nad Wisłą ever. Czupryny siana porwanego przez wodę w czasie wezbrania wiszą na gałęziach wierzb, dając złudzenie lasu namorzynowego. Latem pasają tam stada koni na łążku. Pomiędzy Ostrowem a Latkowem jest mała łacha. Starszy pan z Latkowa, co łódź swoją tam trzyma zaklinał się że widział w bezwietrzną pogodę dziwny jakoby wodny bałwan, i szum wielki słyszał i zląkł się strasznie ale nic złego go nie spotkało. Widział to dziwo dwa razy i przysięga że nie wie co to było, a lat tu już mieszka osiemdziesiąt.

 

O drzewie i tratwach, tak pisał Wiktor Kozłowski w Słowniku leśnym, bartnym, bursztyniarskim i orylskim w 1846 r.:

Towarne, albo wyborowe drzewo, pod tem nazwaniem rozumiemy szczególne gatunki drzewa budowlowego i narzędziowego, na handel zagraniczny zdatnego i które zwykle spławia się. Drzewo takowe powinno się odznaczać grubością, długością i pięknym lub szczególnym wzrostem, które obok tych własności jest zdrowe, i dla tego w mniejszej ilości znajduje się, aniżeli drzewo wszelkich innych gatunków. Tu należy prawie wyłącznie drzewo do budowy okrętów i statków wodnych, do młynów i machin, tudzież drzewo do rżnięcia i niektóre łupane gatunki. Do tego liczą się: maszty, bele, belki, browarka wyborowa, brusy, drągi jarzmowe i linowe, essy, holendry, kłody, kręzły, krokwie, krzywki, klepka, łaty rznięte, piłowce, stępki, rury do pomp, tarcice, tramy, wały, wręgi, i t.p. tudzież:

Bawulec, czyli belka gdańska, sztuka drzewa sosnowego, tylko okorowana, 8-9 sążni długa, 14-15 cali gruba w odrębie.

Brus angielski, belka do ostrego kantu oprawna, sosnowa albo dębowa, 12 cali litewskich gruba i 5 sążni lit. długa.

Łysak, oflisak, sztuka drzewa sosnowego, tylko z dwóch boków naprzeciwległych, z grubego wióra obrobiona.

Skrobanka, sztuka sosnowa zdatna na belki, 6-10 sążni długa, tylko okorowana.

Tratfa, (trafta, płatwa, płatew, płyt) składa się z 8 gąsek. Gąska z 4 tafel; spód złożony z kloców, z których poboczne zowią poganiaczami, rudle zaś drygawkami. Na taflach wożą towary leśne. Tratwa, płyt parowy. Składa się z dwóch pasów obok siebie złączonych, zatem długość tratwy równa jest długości pasu, a szerokość dwa razy większa. Zebrać i złaczyć dwa pasy razem, zowią tratwę ożenić. Do zbicia dwóch plenic razem obok siebie, które przybierają nazwisko glenia, potrzeba szorca, to jest, sztuki 10 cali grubej, a długiej jak szerokość dwóch plenic wynosi. Szorców jest w każdej tratwie po dwie, jeden leży w głowie, w młodszych końcach za ramionami, a druga w calu w starszych końcach przed ramionami; czyli jedna leży na początku, a druga na końcu tratwy. Aby szorce do ramienia przybliżyć, używają zawrotnika, to jest drążka podobnego do świecy, którym za pomocą chluby, szorce do ramienia przyciągają, a który ostatecznie leży w grotunie; iglicami, to jest małemi klinami z dwóch stron zabity. Oprócz szorców, każda para plenic, to jest gleń, tak w młodszym jako i w starszym końcu, jest złączona wiciami zwanymi pęta. Chcąc tratwę rozebrać na pasy, to jest pozdejmować szorce, zowią rozszorcować albo rozpętać.

Młodsze szorce brzegowych sztuk w tratwie zowią rogale, przy których są pod ogólnem nazwaniem oganiacze, składające się z igielników, zastrzałów i zagratowników.

Igielniki sztuki dłuższe od browarek przymocowane w młodszych końcach za pomocą szrykówek po obu bokach do glenia głowy do zabitek; a na przedgłówku w starszych końcach spięte są na długim w środku spojonym odbieżku, aby igielniki w pływaniu wygodnie do tratwy przybliżać i oddalać się mogły.

Opław, sztuka nie leżąca pod ramieniem, tylko za pomocą szrykówki lub chluby, przybrana, to jest, przymocowana do zagłówka przy zabitce. Kiedy się opław za pomocą samej chluby i kulki do innej sztuki przybija, wtedy zatracają, to jest obwijają sierotą około kulki i okręcają ją na chlubę aby się nie odkręcała. Opław nie powinien zachodzić, to jest wystawać na wodę, i tak mówi się: sztuka zachodzi na wodę; zachodzenie takie nigdy miejsca mieć nie powinno, gdyż sztuki wystające obrywane bywają. Opławy dają też przy buchcie, po obu stronach gleni. Kawałek drzewa na ćwierć łokcia długi, 3 cale gruby, w środku wcięty, służący do przytrzymania chluby w obyglu przy opławach, zowie się kawką i tak mówi się: nabij kawkę, to znaczy, przeciągnij przez obygiel w opław wbity szrykówkę, w której oku za obyglem zasadzona jest kawka, nie dozwalająca wymknąć się szrykówce, albo w miejsce kawki nabija się w opław kulka, to jest kołek mający głowę taką, iż założona na niego chluba zemknąć się nie może.

Zastrzał, sztuka wolno płynąca na szrykówkach przy głowie, młodszym końcem jest przymocowana do ramienia, a starszym do igielnika. Zastrzały dają przy gleniu calowym, a te sa przymocowane do zabitek.

Zagratownik, dłuższa sztuka od tych które są w calu; okrywa on wodę w lejcach, czyli wodę między szrykami pod biegowemi ryglami płynacą: przymocowany jest w młodszym końcu, za pomocą szrykówki do przedcala, w starszym końcu za pomocą odbieżnika do cala. Igielniki, zastrzały i zagrantowniki, ochraniają tratwę od rozbicia, ponieważ pływając po wodzie wolno, wstrzymują wszelkie uderzenia boczne, i służą do zatrzymania wody, aby z boków w lejce nie wpadała.

Próżne miejsce z boku przy zabitce zowie się komorą, a sztuki poprzedzające buchty lub glenia zasłaniają to miejsce, w które wprowadzają się opławy. Do zabitki nie powinno się nigdy więcej sztuk przybierać jak tylko tyle, aby sztuki poprzedzające glenia dobrze je okrywały, jeżeli bowiem która sztuka na wodę wystawać będzie, wtenczas łatwo w płynięciu obciętą bywa.

Do zatrzymania tratwy przy lądzie używają sztaka lub uzdy, które zawsze przyczepione są jednym końcem do cala, za pomocą szpila, to jest kołka okrągłego na dwa łokcie długiego, grubości ręki, w jednym końcu zaostrzonego. Skoro oryle upatrzą miejsce dogodne do łapania tratwy zakładają w oko sztaka artful, to jest kół brzozowy, 4 cale gruby, 5-6 łokci długi, koniec tegoż zaostrzony zowie się żądło, a drugi tępy hamulec; wchodzą z nim na brzeg rzeki i zabiegają od wody, to jest zatrzymują się z pasem lub tratwą w tem miejscu, w którem już od dawna na brzegu rzeki w ziemi jest przygotowany otwór do wetknięcia artfula, i o 10 łokci dalej od brzegu zapuszczają go zwolna w ziemię, a potem duszą, to jest przyciskają, płynąca zaś tratwa pociąga za sobą artful, który opierając się o ziemię, orze w niej, to jest porze, przez co tratwa pęd swój w biegu traci i wolnieje. Gdy już artfulem doorzą do samej wody wyciągają tenże i postępując dalej, zasadzają go na nowo z dala od brzegu wody w ziemię, orząc ukośnie do brzegu rzeki za tratwą. Jeżeli przypadkowo za głęboko w ziemię zasadzono artful a sztak zaczyna trzeszczyć, wtenczas oryle trzymając artful strzelają, to jest puszczają go z rąk, , i ten wyskakując z wielkim pędem z ziemi, wpada na tratwę. Zaorywanie na brzegu rzeki tak długo powtarzają, dopoki tratwa zupełnie mocy swojej nie straci i nie stanie. W końcu głęboko w ziemi zaoranym artfulem rejdują, to jest w lewą i w prawą stronę ruszają, aby ten tem lepiej w ziemię zapuścić, i przybijają w hamulcu sękalcami, to jest samorodnymi drewnianymi hakami 2 ½ łokcia długiemi, które zginając go ku ziemi, niedozwalaną wymknąć się drugiemu końcowi z ziemi, i wtenczas tratwa jest upalowana, to jest przytrzymana przy brzegu rzeki.

Kiedy oryle chcą złapać tratwę, to jest przywieść ją do lądu i upalować, a przy brzegu rzeki znajdą wyorane miejsca i dawny otwór po wyjętym artfulu, wtedy w tem miejscu zatrzymują się, zapuszczają artful w otwór, przy tej czynności wołają do wdowy. „

 

Przemek Pasek/Ja Wisła/503 099 975/www.jawisla.pl

 

Wisła All inclusive!!!

Piknik pod Wiszącą Skałą, w Dobrzyniu nad Wisłą

Wycieczka nad Zalew Włocławski 15 marca: Paryż – Dobrzyń – Kuzki

Fundacja Ja Wisła zaprasza w niedzielę, 15 marca na drugą wyprawę nad Zalew Włocławski.

Będą dzikie pola, wielkie klify, szerokie panoramy morskie, potoczki i tajemnicze zatoczki.

Zbiórka o godzinie 8 rano na pl. Bankowym. Jedziemy autokarem. Trasa spaceru liczy ok. 12 km, wzdłuż brzegów, podziwiając wielki błękit i łapiąc bielika w obiektywy. Po drodze otworzymy pierwsze przejście graniczne nad Wisłą, pomiędzy Województwem Mazowieckim, a Kujawsko-Pomorskiem. Piknik będzie w Dobrzyniu nad Wisłą pod górą zamkową. Na zachód słońca dotrzemy do wsi Kuzki, gdzie w uroczej zatoczce zakończymy wycieczkę. Powrót do Warszawy około godz.20-21

Cena wycieczki: 70 zł

Cena wycieczki w wersji All inclusive: 100 zł

Pakiet All inclusive obejmuje:

- Śniadanie: poranna kawa lub herbata + domowe ciasto

- Piknik pod wiszącą skałą: smażona rybka z Wisły (lub Vege szaszłyk) + ziemniaki z ogniska+ pieczone jabłko na deser + grzane piwko z korzeniami lub sok owocowy lub woda mineralna

Obowiązkowa rezerwacja telefoniczna: 503 099 975 i opłata przelewem, 70 zł lub 100 zł

ING Bank Śląski: 38 1050 1054 1000 0022 9316 9757

Dla: Fundacja Ja Wisła, ul. Żywnego 21 a, m.71, 02-701 Warszawa,

tytuł: rezerwacja wycieczki Piknik pod Wiszącą Skałą, 15 marca

Proszę przesłać potwierdzenie przelewu mailem: fundacja@jawisla.pl

Płynąc Wisłą rzuciliśmy kotwice w Dobrzyniu. Chłodno przywitał nowy, pustawy jeszcze port. Kusiła osuwająca się ku Wiśle, zamkowa góra, na której niegdyś stała warownia Braci Dobrzyńskich. Za górą miła zatoka otoczona starym sadem. Wkrótce nasza krypa ściągnęła młodych miejscowych rybaków, którzy zaprosili nas do siebie na rybkę. Przedstawili się jako Wafel i Złodziej. Ognisko na brzegu. Worek karpi. Noże z kieszeni. Patroszyli i skrobali na trawie. Patelnia. Olej, sól i chleb. Pamiętam smak tych karpi do dziś. Skrzynka piwa. Wiślane opowieści pod gwiazdami. Kiedyś to była spółdzielnia rybacka. Rybę się złowiło, rybę się zdało, parę groszy człowiek zarobił. Ale spółdzielnię zlikwidowali i co tu dalej robić? Z czego żyć, jak człowiek umie tylko firanki ciągnąć. Łowi się dalej. Bez spółdzielni, bez koncesji… Ryby jest w bród: leszcza, karpia, czasem szczupak się trafi nawet. O świcie przyjeżdża taki jeden żukiem, płaci i ładuje skrzynki. Gorzej jak nie przyjedzie, trzeba 100 kilo ryby wywalić w krzaki. Policja z Włocławka czasem jeździ nocą po Wiśle i firanki ściąga. Ale słychać silniki ich motorówek z daleka i nikogo jeszcze nie złapali. Takie życie w Dobrzyniu. Przed wybudowaniem zapory spółdzielnia Certa z Włocławka łowiła 20 ton łososia rocznie. W rok po wybudowaniu rybacy złowili 20 kg. Dwa lata później nie złowili już żadnego łososia.

PS: W związku z pojawieniem się kleszczy zalecam wszystkim turystom zaopatrzenie się w aptece w preparat odstraszający owady, polecam Mugę zawierającą DEET . Kleszczy nie należy lekceważyć, ale nie trzeba z ich powodu panikować. Spędziłem nad Wisłą większość życia, i nigdy mnie żaden nie ukąsił.

Bardzo proszę wszystkich, którym się nasze wyprawy podobają, o rekomendowanie ich znajomym i o udostępnianie informacji o naszych wyprawach dalej.

 

Przemek Pasek / Fundacja Ja Wisła / Tel. 503 099 975 / www.jawisla.pl / facebook.jawisla

 

W niedzielę 8 marca planuję kolejną, specjalną wyprawę nad Wisłą. Tym razem wypuścimy się aż na północne rubieże Mazowsza. Pojedziemy nad Zalew Włocławski, przyjrzeć się czy łososie przepływają przez zaporę we Włocławku. Trasa krótsza (ok. 15 km), ale szerokie horyzonty i tempo raczej kontemplacyjne. Jedziemy daleko, więc zbiórka o 8 rano :-( na Placu Bankowym, autokar parkuje koło pomnika Słowackiego, koszt wycieczki 60 zł.

W programie:

8.05 - wyjazd z pl. Bankowego

9.30 –poranna kawa na brzegu Wisły przy chacie rybackiej w Murzynowie

10.00 – 15.30 - wycieczka ok. 15 km skarpą wiślaną z Murzynowa do Paryża nad Wisłą. Baaardzo ładne widoki wodne. Stary kościół w Rokiciu. Drewniane chaty rybaków. Urwiska. Będzie ognisko w Rokiciu. Można wziąć kiełbaskę z biedronki, lub kiszkę ze stonki, albo… (NOWOŚĆ!) dopłacając 20 zł zamówić łososia z pieczonymi ziemniaczkami z ogniska, i sałatką (albo vege szaszłyki), a za 10 zł, grzane piwko z korzeniami.

16 - 17.00 - na zakończenie odwiedzimy zaporę wodną we Włocławku aby zobaczyć czy szumnie zapowiadany przez władze tor kajakowy, którym łososie mają się wspinać w góry, jest już gotów.

Ok. 19 wrócimy do Warszawy

Obowiązkowa rezerwacja telefoniczna: 503 099 975 i opłata 60 zł przelewem,

(z łososiem, ziemniaczkami i sałatką +20 zł, piwkiem +10 zł ;-)

ING Bank Śląski: 38 1050 1054 1000 0022 9316 9757

Dla: Fundacja Ja Wisła, ul. Żywnego 21 a, m.71, 02-701 Warszawa,

tytuł: rezerwacja wycieczki z łososiem, 8 marca

 

Było to w maju, Roku Pańskiego 2009. Pierwszy rejs krypy z Basonii do Włocławka. Kotwice rzuciliśmy w Rokiciu, by odwiedzić średniowieczny kościół zbudowany za pieniądze ze sprzedaży ostatnich dzikich koni na Mazowszu. Z zainteresowaniem oglądałem dziury w cegłach, będące podobno śladem pokuty krzywoprzysięzców i wiarołomców, którzy by przebłagać Boga za swe winy, musieli wiercić palcem dziurę w murze kościelnym do krwi i do kości, brrr. Gdy wracaliśmy do łodzi, z małego domku nad Wisłą wyszedł nam na spotkanie starszy pan. Opowiadał że jego rodzina rybaczyła od zawsze. Zapytałem jak z perspektywy rybaka, ocenia Zalew Włocławski. Szare, zamglone oczy zabłysły i spojrzały hen ku wodzie, a zgarbione plecy wyprostowały się. Panie, to była srebrna Wisła! Od łososia i od certy srebrna. Tak. Łososie caryce, po czterdzieści kila, więcej jak półtora metra! A certy było tyle, ile dziś leszcza, nie do przełowienia. Najlepsza to była ryba z Wisły, mała ale tłusta i pyszna. Na patelni się dawało bez oleju smażyć. Ojciec mój z dziadkiem jesiotra wielkiego chycili. Ale im go panie, do muzeum zabrali. A teraz? Głos rybaka zadrżał i bruzdą ogorzałego policzka łza spłynęła. Teraz panie, jak wodę z zapory puszczają, gnój z dna czarny wyłazi, trucizna i smród nie do wytrzymania. Spluwa z obrzydzeniem. Odkąd zaporę postawili łosoś zniknął i certa. A o jesiotrze słuch zaginął. Wszystko panie zniszczyli! Ile ziemi dobrej zatopili i zmarnowali! A jakie powodzie później były!

W grudniu 2007 roku poniżej zapory pękł rurociąg pod Wisłą i do rzeki wylało się sporo oleju napędowego. Wolontariusze Fundacji Ja Wisła wspólnie z pracownikami WWF monitorowali teren pomiędzy Gąbinkiem a Bydgoszczą, wspierając PSP w usuwaniu oleju z wody. Wracając do Warszawy zatrzymałem się na zaporze i ze zdumieniem obserwowałem setki srebrnych ryb próbujących bezskutecznie forsować jazy. Rozmawiałem wówczas z byłym pracownikiem śluzy w sprawie łososia. „Zaporę zbudowali w 1970 r. Pracowałem na zaporze jako kogutkowy. Łosoś szedł przepławką. W ostatniej komorze mieliśmy żelazną klatkę. Ładowalim wszystko toto widłami do wora i na rynku się sprzedało. Albo u szwagra wędzilim. Potem już się łosoś nie pokazywał…” http://kronikarp.pl/szukaj,32234

Zapora we Włocławku była sztandarową inwestycją PRL-u epoki Władysława Gomułki. Chwytliwe hasła. Ujarzmimy Wisłę. Powstrzymamy powodzie. Będzie tania energia wodna. Woda dla rolnictwa. Rekreacja dla robotników. Powstanie szlak żeglowny dla wielkich statków. Praca dla ludu miast i wsi. Komitet Centralny PZPR zaplanował budowę dziewięciu wielkich zapór na dolnej Wiśle, od Wyszogrodu do Bałtyku. Zaczęto od realizacji zapory we Włocławku, ponieważ w wizji inżynierów politycznych należało wbudować tzw. Kanał Centralny, celem wożenia węgla na Kujawy i pompowania wody na Śląsk. Ekonomikę realizacji tego typu przedsięwzięć, już w latach 20 XX w. przekreśliła kolej. Ale Polska Ludowa kierowała się sprawdzonymi wzorami towarzyszy radzieckich, którzy w zawracaniu biegu rzek mieli największą wprawę. Okazało się jednak, że koszt budowy serii zapór jest tak astronomiczny, że nie mogło go unieść nawet księżycowe królestwo PRL. Poprzestano więc na jednej. Los ryb wędrownych nie obchodził nikogo. Spółdzielnie rybackie na Wiśle nie mając co łowić padały jak muchy. A kraj się gwałtownie uprzemysławiał. Nikt sobie głowy, jakimiś tam oczyszczalniami ścieków, nie zaprzątał. Wisłą płynęła więc tablica Mendelejewa pokryta pianką złudzeń. Woda spowolniona zaporą, osadzała na dnie zbiornika większość tego co z góry przyniosła. Osadzała też piasek. Co rok 100 000 ton. Można wyobrazić sobie że strukturę dna zalewu tworzy makowiec: piasek, 190 ton kadmu, piasek, 7600 ton chromu, piasek, 4200 ton miedzi, piasek, 46 ton rtęci, piasek, 2100 ton niklu, piasek, 2200 ton ołowiu, piasek, 15 000 ton cynku, piasek, 51 ton węglowodorów aromatycznych, piasek, 36 600 ton olejów mineralnych…

Na zaporze we Włocławku wybudowano elektrownię wodną o mocy 160 MW, uzyskiwanej energią 2190 m3 wody na sekundę, spadającej z 8 metrów na sześć turbin Kaplana. Tania energia wodna, łatwa do uzyskania w godzinach szczytu, to jest to! Niestety wkrótce okazało się, że w związku z niewybudowaniem pozostałych ośmiu planowanych zapór, nastąpiła dramatyczna erozja dna rzeki poniżej zapory we Włocławku (4 metry!) i wielka akumulacja piasku w zbiorniku. Zapora nie przepuszcza bowiem przez jazy większości towaru jaki Wisła wlecze po dnie z gór do morza. Skutek? Z jednej strony realna obawa przed zawaleniem się zapory i katastrofalną falą, która zmiecie Włocławek, Ciechocinek, Toruń i Bydgoszcz. Z drugiej: wielkie powodzie: zimą 1982 r. na Radziwiu i latem 2010 r. w Świniarach. W obawie przed pogłębiającą się erozją dna poniżej zapory, zagrażającą jej stabilności, zaniechano najbardziej opłacalnej, szczytowej produkcji prądu. Wykonano próg stabilizujący, zasypano dziurę pod zaporą jeżami z żelbetu i uszczelniono korpus ziemny. Zapora jest więc prowizorycznie zabezpieczona kosztem setek milionów złotych z kasy Skarbu Państwa, mieszkańcy gmin powyżej zapory na lewym brzegu są zagrożeni powodzią i zagrożenie to będzie co roku wzrastać. Ciekawostką jest fakt, że spółka czerpiąca bezpośrednie korzyści finansowe z elektrowni, nie partycypuje w kosztach związanych z negatywnym oddziaływaniem zapory… Co więcej, planuje zbudowanie kolejnej! Dokumentacja wszak leży w szufladzie, od lat 60 gotowa, a hasła są wciąż chwytliwe dla wielu.

Wielka fala we Włocławku 2010 r. https://www.youtube.com/watch?v=EWl27Cypy7o

Zapora we Włocławku skrywa do dziś nie wyjaśnioną zagadkę struktury tajnej organizacji przestępczej z MSW odpowiedzialnej min. za afery „żelazo”, „zalew” i okrutne morderstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Minęło trzydzieści lat. Porywacze ks. Jerzego, symbolicznie ukarani -by złagodzić wrzenie ludu, od dawna cieszą się wolnością. Hersztowie nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. A próby wyjaśnienia prawdy, zostały skutecznie udaremnione. Są tacy, którzy twierdzą że tajemnica tej zbrodni nigdy nie ujrzy światła dziennego, bo organizacja istnieje nadal i jest jeszcze potężniejsza. Ma tylko inną nazwę i oficjalną formę prawną. I nigdy nie zapomina o swoich żołnierzach. http://kronikarp.pl/szukaj,5596,strona-8

 

Przemek Pasek/Ja Wisła/503 099 975