Chodź nad Wisłę, wycieczka szósta 15 lutego: w widłach Jagodzianki.

(i siódma, 22 lutego: tajemnicza wyspa)

 

Fundacja Ja Wisła zaprasza w niedzielę 15 lutego na spacer w widłach Jagodzianki.

Zbiórka o godzinie 11 na przystanku ZTM w Alejach Jerozolimskich vis a vis Rotundy PKO, pod Hotelem Novotel (Forum). Jedziemy o 11.12 Minibusem do Górek w Józefowie (4,5 zł). Kto ma bliżej z Pragi, może wsiąść na Saskiej Kępie http://www.minibus.com.pl/pdf/02.2015/bis_do_karczewa_02.2015.pdf

lub dojechać do Górek przed godziną 12.

Trasa nie jest długa, poniżej 10 km, ale trudna i bardzo niebezpieczna. Będziemy penetrować odludzie leżące pomiędzy dwiema odnogami ujściowego odcinka rzeczki Jagodzianki. W planie: forsowanie głębokich przeszkód wodnych po zaimprowizowanych przeprawach i ognisko. Bilety 10/20 zł. Zakończenie około godziny 16 w Karczewie. Powrót do Warszawy Minibusem.

Ujścia Świdra do Wisły. Jak stary krążownik, z wiślanej mgły wynurza się panorama wyspy. Nurtu strugi bezustannie ostrzą jej dumny piaszczysty dziób. Wanty chmielu wspinają się po wierzbowych nadbudówkach ku topól kominom. Szeroką rufę umacniają kamieniste grzępy. Kłody czarnych dębów, wiszą jak burt szalupy. Dawne tarliska jesiotrowe i mekka warsiawskich piaskarzy jeżdżących po żwir wielkimi żaglowymi batami. Rezerwat przyrody Wyspy Świderskie. Raj. Rejon nieistniejącej wsi Kępa Zieleniecka. Latem płytka łacha kusi nadświdrzańskich plażowiczów, by przebyć ją wpław i nogami grzbiet wyspy deptać swawolnie. Ale biada tym co w bajki łachy uwierzą. Na pozór łagodna, na dnie swym więzi wielkie drzewa i studnie wycina głębokie. Ich lodem rzeźbione kikuty, drąc wodę o śmiałkach szemrzą, co na wyspę zapuszczać się próbowali. Widziały ich jeszcze rybitwy, na karpach skrzydłom białym oddech dające. Próżno wołały zawróćcie, spokoju gniazd naszych na piasku, strzeże rzeka. Szli brodząc po kostki w wodzie, śmiechem wzajemnym odwagi dodając wypitemu piwu. Aż jeden zapadł się nagle w ruchomy piasek po kolana, potem po uda, powoli po pas. Wyglądało jak wygłup, jak żart, jak śmiechy. Wołał pomocy, lecz nie było o co się oprzeć, a każdy ruch splątanych ruchomym piaskiem nóg, jeszcze bardziej pogrążał ciało w dnie. Kilka minut trwało, aż woda zalała mu usta i zniknął na zawsze. Po wielu miesiącach, w odległym o kilometry miejscu, przy brzegu przeciwnym, zachłanna paszcza zdradzieckiego dna wypluła jego szkielet.

Jest w tej plażowej legendzie źdźbło prawdy i znam również z własnego doświadczenia przypadki nagłych zapadnięć się po kolana i pas w piaskach. Zjawisko to spowodowane jest pracą rzeki, która w czasie gwałtownych wezbrań wartkim jęzorem nurtu liże dno, formując rafy żwirowe z grubszej frakcji kamyczków. Sito pustki między nimi wypełnia później najdrobniejsza frakcja pyłu, niesiona wolnym nurtem. Struktura ta, szczególnie gdy jest jeszcze uwodniona, po gwałtownych wód poziomu spadkach, jest bardzo niestabilna i mało nośna. Dziecko lub lekki człowiek może czasem bezkarnie po niej spacerować, ale ciężki osobnik łatwo zapadnie się. Podczas szybkiego opadania poziomu wody dno rzeki odsłania się ku powierzchni jako płycizna, ławica śródkorytowa, lub brzeg plaży. Podobne zjawisko występuje na kancie, czyli skarpie podwodnej, będącej granicą wędrującego dna rzeki. Miliardy pełznących ku Zatoce Gdańskiej ziaren piasku, tworzą wielkie struktury na kształt liści mrozem na szybie malowanych lub fraktali. Nieznający rzeki szczur lądowy nazywa je mieliznami. Mielizny te, czasem rozległe na setki metrów, wędrują z nurtem wypłycając się bardzo powoli, dają iluzję że przez rzekę przejść można piechotą. Są tym bardziej niebezpieczne, że kończą się nagle w najpłytszym miejscu, przepaścią podwodną wzdłuż której silny nurt płynie, często w poprzek rzeki. Wisła ostrzega przed takim miejscem dnem grząskim. Strażnik wodny boją lub tyczką. Przy najmniejszym odczuciu zapadania się stóp w piasku lepiej wycofać się w porę. Jako dziesięcioletnie dziecko przeżyłem taką przygodę, będąc na kolonii w Smoszewie. Z kolegą łaziliśmy po wyspie, potem brodziliśmy do pół łydki. Było piękne czerwcowe popołudnie, dzień odwiedzin. Wpadliśmy na pomysł, by dojść do czerwonej boi, tańczącej na środku Wisły. Wydawało się łatwe. Wisła płyciutka. Plaża, kolonia, inne dzieci i rodzice zostali daleko za nami. Szliśmy długo gadając. Do boi było już blisko, przed nią na wodzie rysowała się jakby linia zmarszczki uśmiechając się do nas. Nagle zapadłem się po kostki. Ale idę dalej. Kolega wpadł w piach po kolana. Nie pękamy. Idziemy dalej, choć stopy grzęzną coraz częściej. Boja jest już bardzo blisko. Może piętnaście metrów. Nagle słyszę dalekie wołanie: PRZEMEK! PRZEEMEEEK!! STÓJ! WRAACAAAJ!!!Odwracam się, mama biegnie, krzyczy i macha rękami… Do dziś pamiętam jak wytyczny ze Smoszewa opowiadał później o poszukiwaniu utopionego tam chłopca. Milicyjny nurek znalazł go kilka kilometrów dalej, idącego do Włocławka po dnie. Mówił że szedł powoli i poruszał rękami jak żywy, tylko miał zamknięte oczy.

 

Uwaga, w następnym tygodniu, w niedzielę 22 lutego, wyprawa specjalna pt. Tajemnicza Wyspa.

Trasa: Wróble-Wargocin–Stężyca, liczy ok. 17 km. Najszerszy odcinek Wisły na granicy Mazowsza i Lubelszczyzny. Miejscówka absolutnie unikatowa. Jedziemy busem. Zbiórka o godzinie 9 rano na barce Herbatnik. Powrót około godziny 19.

obowiązkowa rezerwacja telefoniczna: 503 099 975 i opłata 50 zł, przelewem:

ING Bank Śląski: 38 1050 1054 1000 0022 9316 9757

Dla: Fundacja Ja Wisła, ul. Żywnego 21 a, m.71, 02-701 Warszawa,

tytuł: rezerwacja wycieczki Wróble-Stężyca w dniu 22 lutego

 

Przemek Pasek/Ja Wisła/503 099 975